Forum Windhill High School Strona Główna

Korytarz na pierwszym piętrze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Pozostałe
Autor Wiadomość
Abigail Fireness
Set fire to the rain
Set <b>fire</b> to the rain


Dołączył: 23 Wrz 2012
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: XVI-wieczny Londyn
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pią 1:12, 28 Gru 2012    Temat postu:

Z: sama nie wiem ^^

Dzień był zły. Zdecydowanie. Każdy, najmniejszy nawet impuls wprowadzał Abigail w stan poddenerwowania, a jej mina była tego dnia jeszcze mniej sympatyczna niż zwykle, co sprawiało, że na jej widok uczniowie odsuwali się na bezpieczną odległość, rzucając pod nosem zaklęcia obrony przestrzeni.
Jakby myśleli, że to mogłoby mnie powstrzymać... - przeszło jej przez myśl i ledwo powstrzymała się od uśmiechnięcia sama do siebie.
Nie wiedziała, dokąd zmierzała - być może wiódł ją gdzieś ów szósty zmysł? Kobieca intuicja? Fireness nie przejmowała się tymi myślami jakoś wybitnie, a zauważając, że jest na pierwszym piętrze, doszła do wniosku, że nie byłoby złym pomysłem odwiedzić Price'a i nawrzeszczeć na niego, że zdecydowanie zbyt dużo czasu spędza na przechadzkach po zamku, polankach bądź po prostu zamknięty w gabinecie i uroczo wpatrzony w ścianę, jakby chciał uciec przed niebezpieczeństwami, które opanowały szkołę. Może rzeczywiście tak zrobił? Nie było czarodzieja, który nie drżał na myśl o opanowaniu przez Ciemność oraz mroczne moce. Tu nie miało znaczenia, jak doskonałym jest kto magiem, ważny był jedynie zamknięty umysł, uwaga i silny charakter.
Gdy wyszła zza zakrętu, zobaczyła coś, czego spodziewała się najmniej. Para uczniów sklejona w uścisku. O, jak uroczo. Nabrała ochoty rozdzielenia ich jakimś zaklęciem i daniem szlabanu, ale wtedy zauważyła, że to nie była para uczniów.
To znaczy jedno z nich było nieletnie. Śliczna szesnastolatka, którą widywała na swoich zajęciach. Ale osobą obok był...
...Noah.
Parsknęła, jednak szybko zasłoniła to chrząknięciem.
Para niemal natychmiastowo rozerwała się od siebie, a w pierwszej chwili Abigail miała ochotę uderzyć po głowie Noah swoją delikatną, ale pełną mocy dłonią.
- Witaj, Abigail. - Głos mężczyzny był wyjątkowo spokojny i poważny, a Abigail przeszło na myśl, że to jest ten moment, gdy wszyscy wokół niej zaczynają piszczeć, bo ona wybucha.
Ba, że jej wybuchy zawsze były ogólnie podziwiane i znane, przy czym omijane z daleka. Dużego daleka. Jako kobieta zupełnie wypełniona mocą mogła zrobić dziwne rzeczy, nawet nad sobą nie panując, na przykład... podpalić Noah?
Nie, trzeba na nich nawrzeszczeć.
Na-wrzesz-czeć. Nie podpalić.
- Dzień dobry - powiedziała radośnie, jakby nic dziwnego się nie stało, ale potem jej usta wykrzywiły się w pełnym jadu uśmiechu, który nie zapowiadał niczego innego. - Widzę, że przeszkadzam w uroczej schadzce z obściskiwaniem, która aktualnie powinna się skończyć szlabanem dwa dwójki... ale chwila! Czy nauczycielom można dać szlaban? - Otworzyła szeroko oczy i delikatnie usta, udając zdziwienie. Karykaturalne zdziwienie. Po tym popatrzyła na Noah, a z jej ust spełzł nieco perfidny uśmiech. - Wydaje mi się, że będziemy musieli pogadać, kolego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Quinn McAdams
Never forget about the past


Dołączył: 07 Gru 2012
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pią 1:58, 28 Gru 2012    Temat postu:

Z: Gabinet Quinn

Kobieta lekkim chodem zmierzała ku sali muzycznej. Trzymając dłonie w spodniach, lekko zgarbiona mamrotała pod nosem wszystkie zasady prawidłowej regeneracji. Zacisnęła palce na naszyjniku od Tab, przekręcając opuszkami zdjęcie pary w środku. Nagle usłyszała śmiech jakże znanej jej pary, a po chwili poważny ton Fireness.
Nasza kochana vice? Och, muszę na to popatrzeć.
Wyprostowała się i zgrabnym ruchem wyprostowała dłonią koronkową sukienkę. Pierwszą osobą jaką ją ujrzała był Noah, który z lekko zażenowaną miną patrzył na całe zajście. Tabitha przerażona patrzyła na Abigail, a sama per-pani-ukochana-dyrektor z wypiętą piersią niszczyła ich wzrokiem.
- O, witam! Czyżby nasza dyrektorka szukała szczęścia po kątach tego wspaniałego budynku? Jak zdążyłaś zauważyć, pewne osoby już je znalazły. - zmierzyła kobietę zimnym wzrokiem, jednocześnie puszczając do Bishop oczko.
- Zaskakujące, że jeszcze nikt w tej szkole nie chodzi z wiadrem wody święconej, czy czosnkiem w kieszeni, zważając na ostatnie wahania nastrojów niejakiego pana Stana... - syknęła, umyślnie zmieniając temat. Miała nadzieję, że wystarczająco skupi swą uwagę na sobie, że przewodnicząca grona pedagogicznego zapomni o napotkanej parze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noah Black
Somewhere between dirty and clean
Somewhere between dirty and clean


Dołączył: 01 Paź 2012
Posty: 430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pią 2:21, 28 Gru 2012    Temat postu:

Z każdą sekundą Noah trudniej było zachować powagę. Odezwała się w nim ta dziwna ochota nagłego parsknięcia śmiechem, która dopada ludzi w najmniej odpowiednich momentach, na przykład w samym środku ceremonii pogrzebowej. W tamtej chwili pogrzebu akurat nie było, chociaż sądząc po złowieszczym wyrazie twarzy kochanej pani wicedyrektor, nie był on wcale mało prawdopodobny.
W każdym razie stał jak słup soli, zmagając się z własną mimiką, podczas gdy Abigail przemawiała, wyjątkowo, jak na nią, spokojnym i radosnym tonem. Nie był to jednak powód do odczuwania ulgi, a taki, którego należało się obawiać.
Mężczyzna, robiąc maleńkie kroczki, przesunął się nieznacznie w lewo, zupełnie jakby chciał zasłonić Tabithę przed niechybnym gniewem przemawiającej kobiety, który zapewne wkrótce miał się ujawnić. Ta tymczasem, niezrażona, ciągnęła swój monolog.
- Widzę, że przeszkadzam w uroczej schadzce z obściskiwaniem, która aktualnie powinna się skończyć szlabanem dla dwójki... ale chwila! Czy nauczycielom można dać szlaban?
Noah odchrząknął lekko, zastanawiając się, czy to było pytanie, na które oczekiwało się odpowiedzi. Po krótkiej analizie, stwierdził jednak, że właściwie takowej nie zna, więc nie będzie się wtrącać. Zerknął jedynie na Tabithę, która lekko pobladła i prawdę mówiąc, zaczął się obawiać, czy zaraz nie zemdleje. Co może wcale nie byłoby takim złym zakończeniem sytuacji, bo przynajmniej odciągnęłoby w czasie chwilę, w której będą musieli wyjaśnić niewyjaśnione.
- Wydaje mi się, że będziemy musieli pogadać, kolego - zakończyła Abigail, poważniejszym już nieco tonem, który wydawał się o wiele bezpieczniejszy, niż ten nasycony radosną nutą.
- Właściwie, to już od jakiegoś czasu chcieliśmy to zrobić - mruknął mężczyzna nieco niepewnie, uświadamiając sobie, że to na nim spoczywa obowiązek złożenia wyjaśnień. - Ale skoro tak szczęśliwie się złożyło, że na siebie wpadliśmy, to cóż... Chyba wszystko jest jasne? - dodał, a na jego twarzy wykwitł szeroki, chociaż niezbyt mądry uśmiech. Cała sytuacja nadal go bawiła, mimo, że z całych sił starał się przekonać samego siebie, że nie było w niej nic śmiesznego. - Jak udał się wyjazd? - zapytał, starając się zmienić temat, chociaż nie spodziewał się, żeby podziałało. - Słyszałem, że...
- O, witam! Czyżby nasza dyrektorka szukała szczęścia po kątach tego wspaniałego budynku? Jak zdążyłaś zauważyć, pewne osoby już je znalazły.
Trzy głowy odwróciły się w kierunku załamania korytarza, gdzie jakby spod ziemi wyrosła Quinn. Na widok jej sztucznie wesołej miny, wcześniejszy przymus rozładowania napięcia poprzez wybuchnięcie śmiechem wrócił ze zdwojoną mocą, tak, że Noah rozbolała szczęka od ciągłego jej zaciskania. Uzdrowicielka tymczasem, nic sobie z tego nie robiąc, puściła Tabicie oczko, po czym beztroskim tonem ciągnęła dalej.
- Zaskakujące, że jeszcze nikt w tej szkole nie chodzi z wiadrem wody święconej, czy czosnkiem w kieszeni, zważając na ostatnie wahania nastrojów niejakiego pana Stana...
Mężczyzna posłał jej pełne wdzięczności spojrzenie, a następnie zwrócił wzrok w kierunku Abigail, czekając na reakcję i zastanawiając się jednocześnie, czy nie powinien może rzucić na siebie i Tabi jakiegoś zaklęcia ochronnego. Tak na wszelki wypadek.


Ostatnio zmieniony przez Noah Black dnia Pią 2:23, 28 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II


Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Holandia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pią 2:29, 28 Gru 2012    Temat postu:

W momencie, Noah znalazł się przed Tabitha.
Chronisz mnie, dziękuję. - uśmiechnęła się lekko, patrząc na niego.
Kiedy pani Fireness zaczęła wygłaszać swój monolog, dziewczyna pobladła, bojąc się jej każdego kolejnego słowa.
Stojąc z boku, obserwowała całą sytuację. Noah, trząsł się od powstrzymywania śmiechu, dyrektorka ze złości i wtedy na horyzoncie pojawiła się jeszcze jedna osoba.
Quinn...
Kobieta podeszła pewnym krokiem, rzucając kolejne sarkastyczne uwagi w stronę Abigail. Posłała Tabi oczko i szybko zmieniła temat konwersacji.
Ten delikatny gest, jaki wykonała w jej stronę uzdrowicielka, dodał jej otuchy. Zrobiła krok do przodu, zrównując się z ukochanym i obejmując go ręką w pasie. Spojrzała na niego i dała mu do zrozumienia, że stoją w tym bagnie razem.
Nie będziesz sam za nas walczył. - uśmiechnęła się do niego czule, po czym skinieniem głowy powitała McAdams.
Spojrzała w oczy pani dyrektor i czekała na jej atak.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Abigail Fireness
Set fire to the rain
Set <b>fire</b> to the rain


Dołączył: 23 Wrz 2012
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: XVI-wieczny Londyn
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pią 2:48, 28 Gru 2012    Temat postu:

Abigail niemal zamarła, zastanawiając się i wbijając wzrok w bliżej nieokreśloną minę mężczyzny, nie potrafiąc określić swoich uczuć do niego. Gdzieś tam w środku wciąż był tym starym przyjacielem, dobrym znajomym, niezwykłym magiem, choć teraz nabierała pewności, że to po prostu duże dziecko, które nigdy nie brało odpowiedzialności za swoje czyny i najprawdopodobniej nie będzie tego robić. Swoją drogą, nie wierzyła w to, że ludzie potrafią się szybko zmieniać - ba, coraz częściej zaczęła wątpić, czy w ogóle mogą się zmieniać - jednak zamiast słuchać, zapewnw zresztą nieudolnych, tłumaczeń Noah, zaczynała się zastanawiać, co zrobić z tą dwójką. Teoretycznie było to łamanie wszelkich zasad, gwałcenie kodeksów moralnych - ona miała szesnaście lat, on co ponad dziesięć razy więcej, jednak... czy nie jest to tak, że miłość nie wybiera?
Miłość, miłość. W czasie wojny - bo niewątpliwie inaczej nie można nazwać tego, co działo się w szkole - nie ma miejsca na miłość. Nie ma miejsca na jakiekolwiek uczucia, gdy trzeba dbać o wszystkich dookoła, czasem nawet być gotowym poświęcić jednostkę dla dobra ogółu, jakkolwiek okropnie to nie brzmi. A co, jeśli tą jednostką jest osoba, którą się kocha?
Wtedy rozległy się kroki, a na korytarz weszła Quinn. Jej tu brakowało - przeszło Abigail przez myśl, gdy ta z trudem powstrzymywała się od przewrócenia oczami, wsłuchując się w słowa kobiety.
- Zaskakujące, że jeszcze nikt w tej szkole nie chodzi z wiadrem wody święconej, czy czosnkiem w kieszeni, zważając na ostatnie wahania nastrojów niejakiego pana Stana... - usłyszała.
- Może czas zacząć - uśmiechnęła się bez jakichkolwiek emocji, ignorując pytanie Noah, zadane kilka minut wcześniej. - Opuszczając szkołę w celach zapewnienia jej ochrony naprawdę myślałam, że zostawiłam tu wystarczająco kompetentne osoby, ale... najwidoczniej się myliłam. Zatem skoro pani obecność nie jest tu niezbędna i niepotrafi pani pilnować szkoły, a moja obecność jest niezbędna, aby zapanował tu porządek, naprawdę nie rozumiem, jakie znaczenie dla szkoły ma pani obecność - rzuciła słodko. - Jednak nie mam zamiaru robić rzadnych personalnych wycieczek jako wytykanie pani błędów, bo naprawdę nie ma to sensu, jak cała kłótnia, więc wybaczą państwo, ale mam ważniejsze rzeczy na głowie niż droczenie się z osobami, które mają o sobie zbyt wysokie mniemanie i uparcie wierzą, że zdołają ochronić przed wszystkim szkołę czy pilnowanie kodeksów moralnych niewyżytych nauczycieli, ale szkoła potrzebuje obrony, a jeśli nie umie zrobić tego nikt oprócz mnie, to przykro mi, ale na mnie już czas- skończyła, odwracając się i przewracając oczami, nie mając spędzać z nikim ani chwili dłużej czasu, a z pewnością z ową Quinn. W końcu jednak znów spojrzała w stronę trójki.
- Noah, w wolnej chwili odwiedź mnie w gabinecie - rzuciła, po czym z jeszcze gorszym nastrojem niż na początku oddaliła się w stronę swojego gabinetu, dochodząc do wniosku, że przechadzka była beznadziejnym pomysłem.

Do: gabinet dyrekcji
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Quinn McAdams
Never forget about the past


Dołączył: 07 Gru 2012
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pią 3:04, 28 Gru 2012    Temat postu:

Kobieta wsłuchiwała się z niemałym oburzeniem w słowa Fireness; każda wypowiedziana litera była jak szpilka w jej słabe serce.
- Szkoda, że gdyby nie ja, miałaby Pani nie dwa, lecz cztery trupy. No cóż... Ale oczywiście jestem bezużyteczna i niepotrzebna. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, niż spakować się i wyjechać. Zrobię to najlepiej w tej chwili, bo nie daj Matko Naturo jeszcze się do kogoś tutaj przywiążę. - wyszeptała w stronę szatynki.
Już to zrobiłaś. Thomas, Tabitha, Noah... Och, mniejsza.
Quinn ubrała maskę obojętności i wzrokiem odprowadziła dumną z siebie Abigail. Następnie smutnym wzrokiem zmierzyła lekko zszokowaną parę i powolnym krokiem powróciła do swego gabinetu.
W głowie miała różne scenariusze; nie wiedziała, czy lepiej wszystko pozostawić tu w cholerę i uciec do spokojnego domu. A może jednak zostać? Przecież to tylko wicedyrektorka; taka tam głowa placówki. Ciężkie westchnięcie uzdrowicielki rozniosło się po całym korytarzu, tworząc nieprzyjemną atmosferę między innymi.
Niepotrzebna, bezużyteczna, bezsensowna...
Do: Gabinet Quinn[/u]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II


Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Holandia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pią 3:15, 28 Gru 2012    Temat postu:

Zirytowana całym zajściem Tabitha, nastawiła się jeszcze bardziej bojowo do tej sytuacji. Obie kobiety zniknęły z ich pola widzenia. Spojrzała na Noah i złapała go obiema dłońmi za twarz.
- Nie odpuszczę. Fireness musi to zaakceptować i to jeszcze dzisiaj! Idź do Quinn. Ona nie może wyjechać.
Ucałowała go w usta i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź pobiegła przed siebie.
- Znajdę cię! - krzyknęła, znikając za rogiem.

Do gabinetu dyrektorki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noah Black
Somewhere between dirty and clean
Somewhere between dirty and clean


Dołączył: 01 Paź 2012
Posty: 430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pią 3:40, 28 Gru 2012    Temat postu:

Noah, kompletnie zaskoczony, słuchał w milczeniu, jak Abigail w spokojnych i wyważonych słowach, równa z ziemią zarówno jego, jak i Quinn. Dobry humor gdzieś się ulotnił, zupełnie jakby kobieta, wbijając kolejne szpilki, przebijała balonik z powietrzem. W końcu w mężczyźnie nie pozostało nic, prócz wszechogarniającego poczucia niesprawiedliwości i jakiegoś rodzaju oburzenia. Od zawsze wiedział, że Abigail słynie z ciętego języka - sam nie raz, nie dwa bywał jego ofiarą - ale nigdy jeszcze nie widział, żeby wydała osąd tak szybko i bezpodstawnie. Znali się nie od dzisiaj, a potraktowała go jak dzieciaka, który tylko sprawia problemy, i na którego ciągle trzeba uważać. Nie mówiąc już o Quinn, która z każdym słowem wicedyrektorki, robiła się bardziej czerwona na twarzy. Co prawda Abigail nie mogła wiedzieć o ostatnich wydarzeniach, ale to nie dawało jej prawa do oskarżania jego przyjaciółki o sianie zamętu. Otworzył usta, żeby zaprotestować, ale ta tylko zgromiła go wzrokiem kontynuując swoją tyradę. Następnie odwróciła się i odeszła, żegnana komentarzami Quinn pod jej adresem. Noah słyszał żal, pobrzmiewający w głosie uzdrowicielki, która wkrótce potem również się oddaliła, tyle że w przeciwnym kierunku.
Mężczyzna odwrócił się w stronę Tabithy, nastawiając się na to, że będzie ją musiał teraz uspokoić - zazwyczaj źle znosiła takie sytuacje. Ta jednak wzięła jego twarz w dłonie, ucałowała szybko, po czym pobiegła za Abigail, pozostawiając Noah w zbyt wielkim szoku, żeby chociaż mógł zaprotestować.
Stał przez dobrą minutę nieruchomo, próbując zrozumieć, co do cholery się właśnie wydarzyło. W końcu jednak udało mu się ocknąć i - zgodnie z radą Tabi - ruszył do gabinetu Quinn, mając nadzieję zażegnać chociaż jeden kryzys.

Do: gabinet Quinn
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II


Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Holandia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pon 15:49, 31 Gru 2012    Temat postu:

Z gabinetu Noah.

Mozolnym krokiem maszerowała przez zamczysko, co chwilę odwracając się i sprawdzając, czy Noah nie idzie za nią. Wkładając całą siłę w każdy kolejny krok, starała się nie opierać o złamaną nogę. Otwarta rana i miejsce po ugryzieniu, zostawiały za Tabithą czerwoną smugę.
- Niech ja cię dopadnę, potworze... - mruczała przez zaciśnięte zęby.
Kilka kroków dalej, oparcie krzesła, na którym się wspierała, ujechało na kamiennej posadzce i dziewczyna z hukiem wylądowała na ziemi.
Usiadła, dotykając dłonią swojego rozwalonego policzka.
- Auuu... - syknęła z bólu.
Mam nadzieję, że nie zostaną mi blizny. W tym tempie, za dziesięć lat, będę wyglądała, jak Frankenstein.
Próbując się podnieść, zauważyła, że jej podpora, rozleciała się na dwa kawałki.
- Świetnie, po prostu świetnie! - krzyknęła, rzucając kawałkami drewna przed siebie.
Położyła się ma brzuchu u wsparła rękami. Próbując dotrzeć do jakiegoś miejsca, gdzie znajdzie kolejny przedmiot, który posłuży jej za zastępczą nogę...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul Devoux
Początkujący


Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Calvi, Francja
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pon 16:20, 31 Gru 2012    Temat postu:

Z: O dżizas, nie pamiętam. ;u;

Paul maszerował spokojnym krokiem przed siebie; nie miał dokładnie ustalonego celu przechadzki. Trzymając klasycznie dłonie w kieszeniach spodni i z lekko przygarbioną postawą trzymał spojrzenie w linii ułożonym idealnie kafelków brukowych. Z amoku irytacji i samotności wyrwało go ostre syknięcie bólu i niecierpliwości, a po chwili krzyknięcie jakże znanej i bliskiej mu osoby.
- Świetnie, po prostu świetnie!
To było co najmniej dziwne; Tab leżała na ziemi w plamie krwi, obok połamane krzesło, a wszystko wyglądało jak scena z taniego thrillera.
- Tabi..? - powiedział z lekkim przerażeniem w głosie. Po chwili rzucił się w stronę brunetki, przekręcając ją bardzo delikatnie w swoją stronę.
- Co się stało?
Pytanie te jakże żałosne wypłynęło z ust Paul'a. Brunet skarcił się w myślach za jego mało delikatne zachowanie, czy nieodpowiednie pytania.
Zimną dłonią odgarnął opadające loki na twarz przyjaciółki i wziął ją na swoje silne ręce. Gdy ta już spokojna ułożyła się na jego przedramionach, Devoux pocałował ją w czoło i uspokoił czystym błękitem lazurowej toni tęczówek.
- Gdzie Panią zanieść, panno Bishop?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II


Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Holandia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pon 16:28, 31 Gru 2012    Temat postu:

W całej furii, jaka nią zawładnęła, nie usłyszała za sobą żadnych kroków.
Dopiero głos chłopaka zwrócił jej uwagę.
- Paul... Jak dobrze, że to ty... - przyznała z ulgą w głosie. Gdyby Noah zobaczył ją w tym stanie, nigdy by jej nie wybaczył, że kazała mu zostać w pokoju.
- Długo by opowiadać... - dodała rozglądając się po korytarzu.
Jednym szybkim ruchem, chłopak wziął ją w swoje ramiona. Spojrzała na niego, a jego błękitne oczy, przyniosły jej niesamowitą ulgę.
- Muszę jak najszybciej znaleźć Rose... Boje się, że może coś sobie zrobić. Szukałam jej, ale w tym tempie, nie byłam w stanie jej dogonić. Nie wiem gdzie jest. Paul pomóż mi, proszę... - popatrzyła oczami pełnymi bólu i troski.
Liczyła się każda minuta, a nawet sekunda. Rose... ona mogła zginąć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul Devoux
Początkujący


Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Calvi, Francja
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pon 16:40, 31 Gru 2012    Temat postu:

- Muszę jak najszybciej znaleźć Rose... Boje się, że może coś sobie zrobić. Szukałam jej, ale w tym tempie, nie byłam w stanie jej dogonić. Nie wiem gdzie jest. Paul pomóż mi, proszę...
Chłopak pokręcił z wściekłością w oczach przecząco głową. Nie miał zamiaru narażać jej cennego życia na wybryki Rose; wystarczająco narobiła jemu i Tab problemów.
- To też jest jej sprawka? - wysyczał, wskazując skinięciem głowy na połamaną nogę szatynki.
Nie wybaczę jej. Co za kretynka...
Uścisnął mocniej Bishop przy sobie, zamykając palce na jej biodrach.
- Idziemy do pielęgniarki, czy Ci się to podoba, czy nie. Za bardzo mi ta Tobie zależy, abyś traciła krew na tę psychopatkę. Sama narobiła problemów, to niech sobie sama radzi.
Nie patrzył przyjaciółce w oczy; miał tego świadomość, że gości w nich zawód i złość na nastolatka. Ten nie robił sobie z tego problemu. Czarodziej do końca nie wiedział dlaczego tak postępuje; prowadziła nim nienawiść do Willton, czy przyjaźń do Bishop?

Do: Gabinet Pielęgniarki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II


Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Holandia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pon 16:47, 31 Gru 2012    Temat postu:

Nie, nie, nie, nie!
Ze złości próbowała się wyrwać z objęć chłopaka. Ten jednak zatrzymał ją mocniej przy sobie.
- Wiem, że masz rację. Ale ona potrzebuje pomocy... - spojrzała na niego litościwym wzrokiem, ten jednak pozostał nieugięty.
Z bezsilności, przestała się rzucać. Odsunęła włosy ze swojego pokaleczonego policzka i przytuliła się do chłopaka.
- Dziękuję... - szepnęła mu do ucha.
Jestem ci wdzięczna, ale wiem, że pokłóciłeś się z Rose... Boje się, że nie zdążę do niej dotrzeć...

Do gabinetu pielęgniarki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christopher Dirgmarh



Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiesz?
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pon 22:05, 21 Sty 2013    Temat postu:

Początek gry

Można uznać, że wcale nie chciał tu wylądować. Po prostu zamyślił się... I tu wparował. Z początku nawet nie wiedział, gdzie jest. Dopiero, gdy dojrzał znajome obrazy, zatrzymał się. Wbił wzrok właśnie w jakiś krajobraz. Hm, uroczo. Fale uderzające o brzeg wydawały się takie... żywe. Podrapał się w główkę, przesuwając niechcący burzę lśniących, blond włosów. Pojęcia o sztuce nie miał za wiele. W ogóle ta część go nie interesowała. Ale te obrazy wydawały się jakieś przyciągające wzrok. Jakby... zaczarowane. Zmrużył oczy i poruszył swoimi okularami przeciwsłonecznymi. To wcale nie takie niemożliwe. Malarz mógł rzucić jakiś urok. Chyba słyszał o czymś takim... Szczególnie używają tego czarownice, na włosy, czy oczy. Uśmiechnął się kpiąco. Może sam użyłby magii w takim kontekście?
- Co za idiotyczny... pomysł. - Uniósł brwi, po czym naszła mu na myśl jakaś wycieczka poza obręb szkoły.


Ostatnio zmieniony przez Christopher Dirgmarh dnia Pon 22:07, 21 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Pozostałe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin