Forum Windhill High School Strona Główna

Balkon
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Pozostałe
Autor Wiadomość
Miguel Tulcakelume
Uczeń stopnia I


Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nowy Jork
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pon 23:44, 19 Lis 2012    Temat postu:

Wyrwany z zamyślenia prawie podskoczył przerażony. Po chwili odetchnął i zlokalizował siebie na balkonie oraz źródło głosu niedaleko. Odwrócił się i otworzył usta zdziwiony. Charlie był całkiem podobny do płótna, które trzymał pod pachą. Miguel poderwał się i otrzepał spodnie. Podszedł do chłopca czy też płótna i zastanowił się jak zareagować.
-Trzeba cię umyć - powiedział jednocześnie podejmując próbę przejęcia obrazu, która zakończyła się niepowodzeniem. Malowidło niemal wylądowało na ziemi razem z Miguelem i popchniętym przez niego Charliem. Po dłuższej chwili zrozumiał jak dziwnie musiało zabrzmieć to, co powiedział wcześniej, ale postanowił nie kompromitować się poprzez tłumaczenie. Kiedy wreszcie uporali się z płótnem chłopak zauważył, że brakuje mu jeszcze jednej istotnej informacji.
-Gdzie chcesz to zanieść?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:54, 19 Lis 2012    Temat postu:

Charlie na ogół nie przepadał za wywracaniem się, ale wywracanie się z płótnem i Miguelem było nawet zabawne. Dużo milczeli i to mu odpowiadało. Zgadywanie czyichś myśli podobało mu się bardziej niż wypowiadanie ich na głos.
-Gdzie chcesz to zanieść?
Początkujący artysta spłonął rumieńcem i wbił wzrok w posadzkę.
-Myślę...że...mm...w sumie to...może zostawmy to tutaj.
Miguel zmarszczył brwi.
-Do pokoju- poddał się Charles. Zdmuchnął włosy z oczu. -Damy radę?
Bob Budowniczy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Miguel Tulcakelume
Uczeń stopnia I


Dołączył: 29 Paź 2012
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nowy Jork
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Wto 0:11, 20 Lis 2012    Temat postu:

Zaczerwienione i zmieszane oblicze Charliego było jego ulubionym.
-Damy radę?
Miguel niemal się roześmiał. Miał zadziwiająco dobry humor.
-Tak, damy radę!
Ruszyli w stronę pokoju w prawie zupełnej ciszy, którą zakłócały tylko buty Miguela.
do pokoju 44


Ostatnio zmieniony przez Miguel Tulcakelume dnia Wto 0:12, 20 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przedmieścia Londynu

PostWysłany: Nie 21:18, 16 Gru 2012    Temat postu:

Z gabinetu pielęgniarki
Stanęła, opierając się o barierkę. Właściwie to tutaj wszystko się zaczęło. Wtedy było tak spokojnie, tak łatwo. Jedyne wątpliwości dotyczyły nowopoznanego szatyna. Wzięła głęboki wdech, a z jej oczu pociekły łzy.
- Dlaczego wszystko się chrzani?! - wrzasnęła, przestając się kontrolować. Nie mogła już dłużej zachować spokoju. Grała nawet sama przed sobą. Albo adrenalina wszystko załatwiała. - Niech to się skończy!
Zacisnęła palce w pięści, wbijając paznokcie w skórę. Mróz szczypał jej rozgrzane z emocji policzki, a ciałem wstrząsały dreszcze. Mokre, lodowate ubranie oblepiało drobne, wymęczone ciało Anne. Zakręciło jej się w głowie. Cichy szloch rozchodził się echem po balkonie. Dobrze, że przynajmniej zamknęła drzwi wejściowe. I nie wytrzymałaś. Akurat tu miałaś rację. Drżała, przypominając sobie wydarzenia dzisiejszego dnia. Mikes lecący na ścianę. Upadający Frank. Rose z czerwonymi oczami. Nóż, który miał ją zabić. Krwawiąca Quinn. Uciekający Black. Liz na skraju przepaści. Mikes, Frank, Liz, Rose, nóż, krew, dużo krwi, panika, strach, niepewność, strach, krzyk, ból, bezsilność, opanowanie, wybuch. Za dużo jak na drobną, wrażliwą szesnastolatkę. Zdecydowanie za dużo.


Ostatnio zmieniony przez Anne Moonstar dnia Nie 21:19, 16 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul Devoux
Początkujący


Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Calvi, Francja
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Nie 21:39, 16 Gru 2012    Temat postu:

Z: Pokój kominkowy (niemapostaboniemamczasu)

Udał się na balkon, aby spokojnie odetchnąć. Miał dosyć. Ciągle bił się z myślami; problemy z Kal, ciągłe krzyki i wrzaski. Nie wiedział, do kogo może jeszcze się zgłosić o pomoc. W pewnej chwili usłyszał krzyk, wrzask i płacz. Czyżby znów w jego głowie? Na szczęście, a może i nieszczęście, nie. Była to roztrzęsiona Anne, która prowadziła nieciekawy monolog.
Nie wchodząc w szczegóły obrócił drobne ciało szesnastolatki i mocno przytulił do siebie. Brunetka oparła głowę na jego ramieniu, wpajając łzy w jego koszulkę. Paul zaplótł palce w pachnące włosy Moonstar; pachniały lawendą i mrozem.
- Nie płacz, już, spokojnie. - szeptał najspokojniej jak potrafił. Wolną ręką plątał jej włosy wokół swych palców, i wykorzystując sporą przewagę we wzroście, pocałował ją w czubek głowy.
Co się dzieje? Czemu wszyscy panikują?!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przedmieścia Londynu

PostWysłany: Nie 21:50, 16 Gru 2012    Temat postu:

Kiedy na balkon wszedł znajomy chłopak i ją przytulił, rozszlochała się jeszcze bardziej. Przycisnęła twarz do jego ramienia, czując jak wplata palce w jej włosy. Poczuła jak całuje ją w czubek głowy.
[b]- Lizzie chciała się zabić, Frank jest nieprzytomny, Mikes ma dziury w pamięci, nie może sobie przypomnieć własnej siostry, a to wszystko przez Rose, której nóż przeleciał mi centumetr od gardła. Nie wiem, czy chcę się uspokoić. Boję się. Cały dzień byłam opanowana, no prawie cały, ale już nie wytrzymuję. Przepraszam, że ci to wszystko mówię.[b] - Spojrzała na niego z dołu wielkimi, mokrymi od łez oczami i poczuła naglę ukłucie w żołądku. Co się ze mną dzieje? Powinnam być tam, z nimi. A nie gdzieś indziej, użalając się nad sobą. Przecież kocham Mikey'a. Tylko jego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul Devoux
Początkujący


Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Calvi, Francja
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Nie 22:11, 16 Gru 2012    Temat postu:

- Lizzie chciała się zabić, Frank jest nieprzytomny, Mikes ma dziury w pamięci, nie może sobie przypomnieć własnej siostry, a to wszystko przez Rose, której nóż przeleciał mi centumetr od gardła. Nie wiem, czy chcę się uspokoić. Boję się. Cały dzień byłam opanowana, no prawie cały, ale już nie wytrzymuję. Przepraszam, że ci to wszystko mówię.
Przełknął ślinę.
Rose... Rose? Niemożliwe...
Lekko rozluźnił uścisk, patrząc lazurowymi oczyma na zapłakaną Anne.
I co ja mam Ci powiedzieć? Wątpię, aby wszystko było dobrze...
I wtedy nastąpiło coś, czego nie kontrolował. Podniósł lekko podbródek Anne i złożył na jej drżących ustach drobny pocałunek. Pocałunek kompletnie inny, niż ten Rose. Nie lepszy, nie gorszy; inny.
Po niekończącej się chwili, odsunął wargi i wlepił szerokie źrenice w Ann.
I co teraz zrobi? Uderzy mnie, ucieknie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przedmieścia Londynu

PostWysłany: Pon 8:25, 17 Gru 2012    Temat postu:

Pochylił się, całując dziwczynę. Niemal nieświadoma tego, co robiła odwzajemniła pocałunek. Odsunęli się od siebie równie zdziwieni z rozszerzonymi źrenicami. Co z tobą, Anne? Tam leży twój chłopak! Powinnaś być przy nim, a nie tutaj... A ja? Ja też się boję!
- Tego nie było w planie - szepnęła zdezorientowana. - Przepraszam, Paul. Chyba tracę kontrolę nad własnym życiem. Albo to ono nade mną. Mniejsza. Po prostu... Ech... Brakuje mi słów. Wszyscy moi bliscy mieli dziś bliskie spotkanie ze śmiercią, nie wytrzymuję.
Jej policzki płonęły, a umysł wysyłał sprzeczne sygnały. Zakręciło jej się w głowie i zachwiała się, łapiąc się w ostatniej chwili przedramion chłopaka. Powie coś? Ucieknie? Oby nie. Nie puściła go, rozpaczliwie potrzebowała bliskości drugiego człowieka, ciepła i pocieszających słów. Do Liz nie mogła iść, do Mikes'a również. Z Tabithą nie były na tyle blisko... Chociaż z Paulem też. Czasem łatwiej zwierzyć się przypadkowej osobie. Miał pecha, że wszedł na balkon, kiedy ona tu była. Krzywdziła ludzi. Ale to świat krzywdzi ciebie... Stała, wpatrując się w błękitne oczy. Musiała wracać. Za chwilę. Czekała na jakąkolwiek reakcję. Słowo, gest... Cokolwiek.


Ostatnio zmieniony przez Anne Moonstar dnia Wto 17:05, 25 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul Devoux
Początkujący


Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Calvi, Francja
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pon 20:08, 17 Gru 2012    Temat postu:

Przysłuchiwał się słowom dziewczyny z uwagą, po czym znów ją przytulił do siebie. Poczuł jak jej drobne ciało drży, a Anne zaczęła cicho szlochać.
- Nie przepraszaj, nie masz za co.
Gdy brunetka chciała odejść, Paul znów przytrzymał ją w ramionach i szepnął do ucha:
- Jak będziesz potrzebowała pomocy, czy wsparcia, nie czekaj. przyjdź do mnie, zawsze Cię wysłucham.
Znów delikatnie musnął jej blade usta i powoli puścił zmarznięte ciało.
Idź już do nich, wiem że tego chcesz. Tylko proszę; nie zostawiaj mnie na długo.
Puścił jej ciepłą dłoń i wzrokiem odprowadził do wyjścia.
Dasz radę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przedmieścia Londynu

PostWysłany: Pon 20:17, 17 Gru 2012    Temat postu:

Pocałowała ją drugi raz. Tym razem nie zdążyła nawet zareagować. Stała tak samo zaskoczona jak poprzednim razem. Roztrzęsiona w każdym calu drobnego, przemarzniętego ciała. Uściskała go jeszcze na pożegnanie. Dał jej do zrozumienia, że mogła na niego liczyć. Zawsze. Podeszła do drzwi. Już miała nacisnąć klamkę, jednak odwróciła się jeszcze do chłopaka.
- Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. To, że mam z kim pogadać. A o pocałunku... To może zostać między nami, prawda?
Uśmiechnęła się blado do kiwającego głową Paula. Zawahała się jeszcze po czym, drżąc z zimna, emocji, zmęczenia i niewyspania ruszyła do Mikes'a i Liz. Po drodze zaczęły odzywać się wyrzuty sumienia. Kocham Mikey'a. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Najpierw Alex... Ciekawe, gdzie się podziewa... Potem Paul. Niczego nie rozumiem. Chyba nie znam już samej siebie.
Do gabinetu pielęgniarki


Ostatnio zmieniony przez Anne Moonstar dnia Wto 17:05, 25 Gru 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul Devoux
Początkujący


Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Calvi, Francja
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pon 20:45, 17 Gru 2012    Temat postu:

Czyli jednak chce to ukryć.
- Oczywiście. To zostanie pomiędzy nami. - posłał dziewczynie niemrawy uśmiech i machnął w jej kierunku ręką na pożegnanie.
Gdy Anne wyszła z balkonu, oparł łokcie o brzeg barierki nieopodal. Zimny wiatr wplótł się w jego ciemną czuprynę, chłodząc wystawione na ziąb ciało.
Wystukując chaotyczny rytm na metalowej poręczy, zaśmiał się cicho.
Jestem tutaj on kilku dni, a całowałem już dwie dziewczyny i z jedną kąpałem się w stawie. Takie powodzenia jeszcze nie miałem.
Rzucił spojrzenie na krajobraz widoczny z tego urokliwego miejsca, a następnie udał się do jadalni.

Do: Jadalnia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przedmieścia Londynu

PostWysłany: Wto 17:02, 25 Gru 2012    Temat postu:

Z jadalni
Pchnęła drzwi, wychodząc na mróz. Czuła zimno na nogach i policzkach. Mogła znowu się rozchorować. Ale musiała zebrać galopujące myśli w jedno miejsce i w miarę uporządkować. Serce biło jej jak oszalałe, kiedy przypominała sobie moment, w którym ostatni raz widziała Mikes'a. Rozpacz, gniew i rozczarowanie w jego oczach. Proszę, wyjdź - dźwięczało jej w głowie coraz głośniej i głośniej. Masz paranoje Anne, to się nadaje do psychiatry.
Może masz rację?
Mam, nie zaprzeczysz. Zachowujesz się, jakby umarł, a przecież żyje i ma się coraz lepiej.

Wzięła głęboki wdech i odepchnęła się dłońmi od lodowatej barierki. Tu wszystko się zaczęło. To miejsce miało w sobie moc. Potrafiło łączyć i rozdzielać ludzi. Odwróciła się, starając się wyrównać oddech i uspokoić drżenie rąk.
Do jadalni


Ostatnio zmieniony przez Anne Moonstar dnia Wto 17:03, 25 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pon 1:39, 31 Gru 2012    Temat postu:

Żmudna wspinaczka na marmurowy parapet okazała się nie lada wyzwaniem, jednak gdy wycieńczona fizycznie Rose uklękła na nim rozwierając drewniane ramy okienne poczuła się niezwykle lekko. Jej pokaleczoną twarz okalał mroźny wietrzyk, otulając ją niczym najdelikatniejszą mgiełką. Dziewczyna nie chcąc rozerwać nikłej nici powiązania z hulającym żywiołem pozostała we wcześniej wybranej pozycji, wychylając się nieznacznie do przodu by przyjrzeć się niebiańskim widokom rozciągającym się aż za horyzont. Dziedzińce skąpane w słońcu leniwie przenikającym przez mur lodu oraz śniegu wygrywały słodką, rzewną melodię; ta zaś dochodziła do uszu dziewczyny pieszcząc jej umysł, pozwalając na dogłębne zatracenie się w muzyce. Dalej znajdowały się białe ogrody, otulone puchem tak lekkim i przyjemnym, że Rose nie zdawała sobie sprawy z magicznych właściwości na nią oddziaływujących. Kojące działanie usłyszanych przed chwilą dźwięków powodowało senność oraz opóźnienie reakcji umysłu zamkniętego w klatce ciasnoty i samotności; nie blokowało jednak wyczulonego słuchu pieguski, łaknącego ostatniej piosenki w jej krótkim życiu tu, na Ziemi * .
Wszystko pękło.
Jak szklana szybka, którą ktoś rzucił kamieniem.
Ktoś- nie bez grzechu,
Ale to nie mnie oceniać.
Rozsypałam się, jak doniczka zrzucona,
Z ostatniego piętra wieżowca.
Zapomnienia.
Wszystko w kawałkach, swą pustką przyprawiając o mdłości.
Dusza, Umysł, Świadomość, Wspomnienia, Marzenia,
Myśli, Plany, Wyobrażenia,
Słabość, Naiwność, Rozkosz.
Nie chcę się już posklejać,
I nie, nie będzie już ‘’następnego razu’’
Nie chcę już czasu, który ‘’leczy rany’’,
Przemyka przez palce gwałtownie, niepostrzeżenie.
Nie chcę waszego pocieszenia,
Udawanego zrozumienia,
Sztucznego uśmiechu igrającego na ustach, sztucznej dłoni wyciągniętej w geście pojednania.
Błękitu tęczówek, głębi oceanu, prawdziwości w oczach, rozkoszy i doznania.
Żądam tylko jednego- czy to tak wiele?
Dla ludzkości, samotnej, wśród setek rozgrzanych ciał.
Pozwólcie być fragmentami na chodniku,
Tylko nie zamiećcie mnie do kosza,
Głębokiego, pudła Śmierci- mam klaustrofobię.
Pozwólcie, by wiatr rozwiał me kawałki,
Ocalił, ukoił, jak do spokojnego snu tuli matka.
Rozwiał me kawałki
We wszystkość.
Nicości.
Słodkie dźwięki dobiegające oddali w jednej chwili przemieniły się w coraz to ostrzejsze brzmienia okalające zdruzgotane ciało. Mało stonowane dźwięki spowodowały, że Rose przy akompaniamencie requiem podjęła się próby wtargnięcia w swój umysł, uporządkowania galopujących po polanach, które widziała przed sobą. Graniczące z cudem wyzwanie przyniosło wraz z sobą więcej korzyści, niż ubytku, jednak odpływająca w niebyt pieguska nawet nie miała okazji, by się o tym przekonać…
Rozsypałam się, jak doniczka zrzucona,
Z ostatniego piętra wieżowca.
Zapomnienia*.
Wszystko w kawałkach, swą pustką przyprawiając o mdłości.
Dusza. Czyż nie była aż nadto pragmatyczna? Nie… Uwięziona, skołatana, słuchająca jednego tylko głosu, wybijającego się naprzód; syku Śmierci, nakazującej tylko jedno słowo, powtarzając ją nieustannie niczym mantrę.
Umysł. Niby trzeźwo myślący, wykazujący się zewnętrznym intelektem, jednak… Co po nim, skoro w krytycznych sytuacjach zawodził?
Świadomość, że nikogo nie ma już na tym świecie, że wszyscy ludzie, ten tłum, tak łaknący sławy, pragnący pieniędzy i szczęścia w późniejszym życiu oraz miłości rodzinnej zajęty swoimi sprawami, nawet nie zainteresował się wrakiem człowieka, jakim okazała się Rose Willton.
Wspomnienia. Te najdalsze, dobiegające z krańca ziemi, oraz te będące całkiem blisko. Wszystkie migały przed mahoniowo-brunatnymi tęczówkami ukazując same rarytasy- wzloty i upadki młodej dziewczyny, która miała tylko jeden jedyny cel, przyświecający ociemniałemu umysłowi niczym słaby blask latarni. Chciała żyć. Tak po prostu.
Czymże jest nędzne życie ludzkie bez marzeń? To one nadają życiu kolorowych barw, od zarania ludzkości kolorują drogę po której stąpają zabłąkane dusze- nadają smaku i woni słodyczy. Jednak życie Rose- bardziej usłane rozżarzonymi łuczywami aniżeli tęczą pełną fruwających jednorożców zostało brutalnie pobite przez realia codziennych trosk i zmartwień. Pokopane, spoliczkowane, doszczętnie zniszczone. Pozostał z nich kruczoczarny popiół, siwy dym- ziejąca pustka; nic więcej.
Wyobrażenia. Mam mniej, niż się spodziewałam. Ale może więcej oczekiwałam, niż należało?* Cele w życiu, zamknięte na cztery spusty nie wyjrzały jeszcze na świat; nie dostaną szansy na zapatrzenie się w kojący zachód słońca, nie dostrzegą już głębi zdradzieckiego oceanu.
Słabość, do żywiołów, także dogłębnie zniszczona. Do lodu topiącego rozpalone serce, toni lazurowej, bezbrzeżnych wód, piany i fal, do tego wszystkiego co potocznie zwą wodą.
Naiwność. Och, jaka pieguska była naiwna! Tak bardzo, tak bardzo naiwna… Wierzyła, ślepo podążała za demonicznym głosem, a mroczne korytarze były dla niej najlepszym przewodnikiem. Teraz musi zapłacić karę. Słoną karę.
Rozkosz. Tak chciała by się rozpłynąć- być nic nie wartym ptakiem łopoczącym na wietrze. Ulecieć to krainy wiecznej sielanki i popijania drinków z palemką. Jednak rozkosz nie polega tylko na dostatku materialnym- każdy człowiek musi się o tym przekonać. Każdy, oprócz Rose Willton, żywego trupa, wraka okrytego, zhańbionego, nic nie wartego śmiecia.
Nie chcę się już posklejać.
Uniosła swoją doszczętnie pokaleczoną, dogłębnie zniszczoną sylwetkę. Podniosła się na wyżyny- osiągnęła maksimum swoich wytrzymałości.
I nie, nie będzie już ‘’następnego razu’’.
Z namaszczeniem chłonęła wzrokiem krajobraz pod sobą. Był tak piękny. Tak czysty. Nieskalany.
Nie chcę już czasu, który ‘’leczy rany’’.
-Ciekawe jak to być ptakiem. Jak łatwo by się wtedy żyło.
Rozpostarła niewidzialne skrzydła, trzymając się na krawędzi spróchniałego parapetu jedynie poranionymi palcami u stóp. Tylko nadzieja utrzymywała dziewczynę na powierzchni zlodowaceń- pozostała nikła, niewyraźna, trudna do zrozumienia, jednak nakazująca ciągle to samo: żyj. Żyj. Żyj. Żyj. Te krótkie słowa trafiały do głębi rozpalonego serca pieguski- nie trudnym było do zrozumienia jak szybko i niepostrzeżenie się w nim zagnieździły.
-Ciekawe, jak to jest żyć.
Gładziła ramę okienną oczu nie spuszczając choć na chwilę z widoku rozciągającego się jak różnokolorowa wstążka, urzekająca swym pięknem i prostotą zarazem.
-Żyć. Jak to jest żyć. Tak naprawdę?! –wykrzyknęła co sił w płucach, angażując uśpione serce do wydajniejszej pracy.
Żyć. Żyć. Żyć.



*link do utworu Z.Preisnera.
*link do utworu Z.Preisnera.
*Seneka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:51, 01 Sty 2013    Temat postu:

Z obserwatorium

Nagła świadomość tego, że może wreszcie i jemu przydarzy się coś złego, albo, co gorsza, Miguelowi, pchnęła Charliego biegiem na balkon.
-Zostaniesz? -szepnął tylko w obserwatorium i zatrzasnął drzwi.
Stał teraz na zimnej posadzce balkonu, rozczochrany i zaczerwieniony jeszcze z emocji.
Po zewnętrznej stronie barierki Rose zaciskała palce na balustradzie. Obłąkany wzrok błądził gdzieś w dole. Jej ubrania i ona sama były w opłakanym stanie.
-Rose- zauważył cicho, starając się złapać oddech. -Spadniesz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Wto 16:50, 01 Sty 2013    Temat postu:

-Rose.
-O patrzcie, nawet ptaki mnie wołają. Czego chcecie, istoty boskie?
Z tym samym, niezwiennym wyrazem twarzy zeszła ze spróchniałego parapetu, a po chwili stała przy metalowej barierce na giętkich z wycieńcznia nogach. Wychyliła się za okryty przeraźliwym chłodem balkon, uczepiła się metalowej rury niczym ostatniego płomyka nadzieji, który utrzymywał swym wszechogarniającym ciepłem odrętwiałe ciało.
-Spadniesz.
Żarzące się łuczywo znikło- nikły płomyczek tlił się jeszcze przez chwilę, by po kilku mroźnych oddechach zgasnąć. Już na wieki.
-Jak na to wpadłeś?
Odwróciła się do źródła znajomego głosu; a gdy tylko to uczyniła jej ciało przeszył ból paraliżujący kończyny. Ten zaś szybko i skutecznie uniemożliwił jakikolwiek ruch. Dziewczyna zrobiła krok do przodu, ale zamiast zimna spowodowanego zetknięciem się z posadzką poczuła odrętwienie i rwące fale dawki adrenaliny. Gdy wydawałoby się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku tęczówki młodej Willton zabarwiły się na bordowo. W ostatnim przebłysku uciekającej w popłochu świadomości wyszeptała:
-Tylko go nie zabijaj. Proszę. Nie rób mi tego.
W jednej chwili bezbronnym ciałem zawładnęła Ciemność przenikająca do nieosłoniętych części ciała.
Demon nie wiadomo skąd skumulował w sobie ostatnie pokłady energii by teraz wykorzystać je do morderczych celów. Podbiegł do zdezorientowanego chłopaka, stając zaledwie kilka centymetrów przed nim.
Potem stało się coś, czego demon nie potrafił przewidzieć.


Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Wto 17:02, 01 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Pozostałe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin