Forum Windhill High School Strona Główna

Ogród cmentarny
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Ogrody
Autor Wiadomość
Abigail Fireness
Set fire to the rain
Set <b>fire</b> to the rain


Dołączył: 23 Wrz 2012
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: XVI-wieczny Londyn
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Nie 23:40, 14 Paź 2012    Temat postu: Ogród cmentarny

Abigail stanęła na skraju ogrodu cmentarnego, ściskając w dłoni wielki bukiet białych lilii. Powolnym krokiem przeszła przez czarną bramę, po czym kierowała się chwilę kamienną ścieżką, otoczoną czarnymi świerkami i ciemnymi gąszczami, z których wystawały bure, smutne kwiaty.
W końcu przeszła na nieco jaśniejszą brzozową alejkę, którą po obu stronach otaczały rzędy grobów. Abigail stawała nad każdym z nich chociaż chwilkę, by uczcić spoczywających pod ziemią wielkich magów bądź ich prochy, zostawiając na każdej mogile po jednym kwiecie.
Po długiej wędrówce trafiła na stary grób, na którym stało mnóstwo zapalonych świeczek. Kucnęła przy nim i szmatką zaczęła przecierać płytę nagrobną, próbując pozbyć się grubej warstwy kurzu. Po wyczyszczeniu grobu położyła na nim lilię i zapatrzyła się w napis na płycie.

Abigail, 17 lat. Spalona na stosie.
Anioły trafiają do nieba.


Zaśmiała się pod nosem.
Nie, nie trafiają do nieba. Zostają w piekle, jakim jest zwykły, szary świat, gdzie mogą spełniać swoje przeznaczenie.

Po chwili wstała i tą samą ścieżką wróciła do szkoły, zostawiając za sobą porastający cmentarz czarny bez, świerki i ciemne róże, a także czyhające w gąszczach krwiożercze wilki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Sob 20:34, 27 Paź 2012    Temat postu:

Z gabinetu Verony Harthengoll.

Dziewczyna nie miała pojęcia, jak dostała się do tego przerażającego ogrodu. Pamiętała tylko urywki zdarzeń, sytuacji. Gdzieś na korytarzu zgubiła swój miękki szal, pamiątkę po swojej matce. I tak go już nie znajdę. Ogarniająca ją złość ustąpiła miejscu rozpaczy. Wylewała tony łez, sama nie znając powodu płaczu. Przecież nigdy nie płakała. Nigdy.
Opadła na wilgotną ziemię, i w tej samej pozycji już pozostała. Woda powoli wsiąkała w brudne ubrania buntowniczki, ale nie przejmowała się tym. Nie przejmowała się już niczym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:55, 27 Paź 2012    Temat postu:

Z pokoju 44

Charlie wdychał głęboko świeże powietrze, zapisując w pamięci szczegóły architektoniczne szkoły. Portal, dwie figury, płaskorzeźby, balkony, zdobione krużganki. Mimowolnie zaczął przypominać sobie proces tworzenia się marmuru.
Przemyślenia związane ze skałami i udanym zawarciem znajomości z Mikey'em przerwało mu coś miękkiego, na co nadepnął czubkiem buta.
Och.
Ukucnął i z namaszczeniem podniósł z kostki brukowej szarą apaszkę dziewczyny z dziedzińca. Przycisnął materiał do twarzy, rozkoszując się jego miękkością i lekkością.
Jaśmin, mięta, piżmo. Połączone przez zatężenie składników i destylację z parą wodną.
Owinął apaszkę wokół szyi, ale zaraz dopadły go wyrzuty sumienia związane z faktem, iż prawie ją podeptał. Po chwili namysłu usiadł na cokole najbliższego pomnika, zdjął buty i skarpetki, zostawił je tam i poszedł dalej boso.

Zatrzymał się przed linią trawy. Jego niespokojne spojrzenie błądziło między grobami, aż natrafił na skuloną, wstrząsaną szlochem postać. Podszedł ostrożnie do sylwetki płaczącej i z dziwnym uczuciem rozpoznał w niej właścicielkę szala.
Usiadł po turecku naprzeciwko niej, nie zważając na wilgotną ziemię brudzącą mu stopy.
Delikatnie dotknął palcem wskazującym jej podbródka i zdziwiony odkrył, że kontakt fizyczny z jej skórą nie odrzuca go.
Dziewczyna podniosła zaskoczony wzrok, prowokując źrenice Charliego do gwałtownego rozszerzenia się z zachwytu.
Dwie łzy na lewym policzku, dwie łzy na prawym policzku. Symetria. Jeszcze nigdy nie widział łez z tak bliska.
pH 7,4, odczyn lekko zasadowy, sód, potas, osocze, magnez.
Spływały ku jej brodzie, powiększając pojedyncze piegi niczym lupa.
-Bardzo ładne- uznał Charlie. W tej samej chwili przypomniał sobie o apaszce. Zamknął na chwilę oczy i powąchał ją po raz ostatni, po czym ułożył na ramionach dziewczyny.
-Bardzo ładna- szepnął. Poczuł, że zmarzły mu stopy, więc wstał i odszedł, żałując, że musiał oddać chustę.

Do gabinetu Verony


Ostatnio zmieniony przez Charlie Merridew dnia Nie 16:49, 28 Paź 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikey Williams
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Nie 0:48, 28 Paź 2012    Temat postu:

Z dziedzińca wodnego
Mikey wszedł wolnym krokiem do ogrodu. Rozmyślał o tym, jak jeden wyjazd zmienił jego życie. Ciekawe, jak Arthur... Jednak po chwili przerwał rozmyślania. Oniemiał z zachwytu, nawet mentalnie. Ogród wyglądał wprost niesamowicie. Chłopak cieszył się, że wreszcie udało mu się tu trafić. Przez dość długi czas błąkał się po szkole, poszukując tego miejsca. Rozejrzał się uważnie. Cienie mogły przestraszyć, wył wiatr, miejsce nie było szczególnie przytulne, a jednak miało w sobie coś, co przyciągało. Jego uwagę przykuł dziwny kształt na ziemi. Gdy podszedł bliżej, okazało się, że to sylwetka kobiety. W Mikey'u obudził się instynkt opiekuńczy. Zdjął bluzę i okrył nią dziewczynę. Ukucnął przed nią i poczekał aż podniesie na niego wzrok. Płakała. Chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek i zaoferował je dziewczynie. Była naprawdę ładna, nawet zapłakana, chociaż w jego głowie wciąż krążył obraz nieznajomej z pokoju kominkowego. Po chwili wrócił do rzeczywistości. Cicho zapytał:
- Co się stało?
Po chwili zastanowienia dodał:
- Może przejdziemy do szkoły? Gdzieś, gdzie będzie sucho, ciepło i pusto?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Nie 13:38, 28 Paź 2012    Temat postu:

Dziewczyna podniosła głowę, i ze zdziwieniem zauważyła, że na przeciw niej siedzi brązowowłosy chłopak. Och, to znowu ty. Nie potrafiła jednak wykrztusić ani jednego słowa. Nabrzmiały język uwiązł jej w gardle, a oczy znów zaszkliły się od nadmiaru łez. Nie potrafiła nic powiedzieć- zamiast tego przypatrywała się poczynaniom chłopaka. Ten zaś nieobecnym wzrokiem oglądał policzki dziewczyny, a następnie dotknął jej podbródka. Jego dotyk był niezwykle delikatny.
-Bardzo ładne- rzekł, jakby do samego siebie. Rose zamknęła oczy. Nie chciała by widział, że znów się rozkleja, że płacze nad swoim marnym losem. Pragnęła pozostać pośród świerków i szczątków ludzkich ciał, ukrytych w marmurowych grobach. Tak bardzo chciała, by ten nieznajomy jeszcze raz dotknął jej podbródka. Chciała poczuć bliskość jakiejkolwiek osoby.
Zamiast chłodnych palców chłopaka poczuła miękki materiał na swych ramionach. Otworzyła oczy, i z jeszcze większym zdziwieniem zdała sobie sprawę, że na jej chudych ramionach leży apaszka- pamiątka po mamie.
-Dziękuję. -wychrypiała, lecz chłopak już jej nie usłyszał. Rozpłynął się w wieczornej mgle, po czym zniknął- tak szybko i niezauważanie, jak się pojawił.

Drugą osobą, którą zauważyła dziewczyna, był wysoki okularnik, o jasnobrązowych włosach. No pięknie. Raz na ruski miesiąc chciałabym pobyć sama, a tu nagle, ni stąd, ni zowąd, zjawiają się tłumy chłopaków, pragnących mnie pocieszyć. Jednak nie zaprotestowała- ba! Nawet nie odezwała się, gdy ten okrył pieguskę bluzą- szorstką w dotyku, mimo tego ciepłą i pachnącą.
-Co się stało?- spytał, przerywając trwającą wokół ciszę.
Rose znów nie odpowiedziała. Nie miała siły.
-Może przejdziemy do szkoły? Gdzieś, gdzie będzie sucho, ciepło i pusto?
Dziewczyna podniosła wzrok, intensywnie wpatrując się w oczy przybysza. Jego donośny głos, nieznoszący sprzeciwu ton spowodował, że dziewczyna wstała i kiwnęła głową.
-Dziękuję. -powtórzyła. Dziękuję.

Do Pokoju [13].


Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Nie 13:45, 28 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikey Williams
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Nie 14:56, 28 Paź 2012    Temat postu:

Mikey oczekiwał na reakcję dziewczyny. Ta wpatrywała się w jego oczy, jakby usiłowała zajrzeć w jego duszę czy myśli. Chłopak był ciekaw, czego w nich szukała. Musiało jednak być coś w jego oczach albo głosie, bo pieguska podniosła się z ziemi.
- Dziękuję - powiedziała. Mikes uśmiechnął się ciepło.
- Nie ma za co.
Popatrzył na dziewczynę. Co się mogło stać, że siedziała tu, mimo całej ponurości i zimna tego miejsca? Skuliła sie lekko i drżała. Pewnie jej zimno, Mikes mentalnie walnął się w głowę. Trzeba ją stąd zabrać...
- Chodź, zmarzłaś, rozchorujesz się jeszcze. Który masz numer pokoju? Odprowadzę cię... - powiedział z troską w głosie, wyciągając rękę do dziewczyny i powoli ruszył w kierunku wyjścia.
Korytarz na parterze


Ostatnio zmieniony przez Mikey Williams dnia Wto 22:24, 30 Paź 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Nie 15:45, 28 Paź 2012    Temat postu:

-Nie ma za co. -odpowiedział okularnik, także przyglądając się zmarzniętej dziewczynie. Rose wstała, drżąc pod wpływem przerażliwego zimna oraz wiatru, hulającego po cmentarzysku. Następnie powoli podążyła za chłopakiem, pozwalając prowadzić się niczym małe, bezbronne dziecko.
Minęli marmurowe krużganki, dziedziniec, starą latarnię, a po chwili weszli na opuszczony korytarz.
-Chyba dosyć długo przebywałam w ogrodzie. Jest już bardzo późno!
Rzeczywiście. Gdzieniegdzie można było zauważyć uczniów pogrążonych w rozmowie. Niektórzy rozsiedli się wygodnie na ławach, a inni po prostu przechodzili, krzątając się z kąta w kąt. Widząc pieguskę okrytą bluzą nieznajomego, wskazywali na nią palcami szepcząc jakieś ostrzeżenia.
No tak, jasne. Widzę, że poczta pantoflowa funkcjonuje jak najbardziej prawidłowo.

Do Pokoju [13].


Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Nie 15:55, 28 Paź 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christelle Rain
Początkujący


Dołączył: 02 Lis 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:07, 04 Lis 2012    Temat postu:

Ze Wzgórza martwych kwiatów


Dziewczyna stała przed bramą. Odczytała ona napis z bramy.
- MORS MALUM NON EST, SOLA IUS AEQUUM GENERIS HUMANI
Nie miała problemów z łaciną, znała jej podstawy i wiele sentencji. Ta głosiła: Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki.
Po ciuchu weszła, jak się spodziewała na cmentarz. Zobaczyła wiele nagrobków. Elle była przyczajona do cmentarza, często na nim przebywała ze względu na grób ojca. Wiedziała, że każdemu powinno okazywać się szacunek. Może nie miała najpiękniejszych kwiatów, czy nie znała osób leżących tutaj…
Trzeba pamiętać.
Zaczęła roznosić kwiaty wzdłuż alejka. Czytała nazwiska, jednak nic jej nie mówiły. Oprócz jedno nagrobku przy którym paliły się świeczki.
- Abigail, 17 lat. Spalona na stosie.
Anioły trafiają do nieba.
– wypowiadała każdą literę dokładnie.
Abigail, Abigail, Abigail.
Znała to imię dobrze, nawet za dobrze… Ostatnio często je widziała, czytała? Przewijało jej się przez myśl?
Abigail, 17 lat. Spalona na stosie.
Grób musiał mieć stary. Prawdę mówiąc na stosie palono nawet w XIX, ale płyta była starsza. Przejechała palcami po literach.
A b i g a i l 1 7 lat . S p a l o n a n a s t o s i e .
A n i o ł y t r a f i a j ą d o n i e b a .

To zbudzało jej niepokój. To imię było dla niej tak znajome. Każda litera przeszywała jej umysł.
A B I G A I L
L I A G I B A

Sama nie mogła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Położyła kwiatek i odeszła kawałek, ale wiedziała, że to nie da jej spokoju.
Znam to imię, ale to nie 'znajomi' czy rodzina.
KTO?

Teraz stała przed drzewem. Ogromnym drzewem, bardzo starym. Pod nim paliła się jedna świeczka, a na pniu napisane było:

IN MEMORIAN
IN SAECULA SAECULORUM


Elle odczytała napis pod nosem.
- Ku pamięci
Na wieki wieków

Domyśliła się, że chodzi o osoby, które nie mają swojego grobu. Poległych na wojnach, tych, którzy zaginęli…
Albo nie możemy być przy nich…
Pod drzewem położyła pięć z sześciu kwiatków jakie jej zostały. Chwilę stała w milczeniu i patrzyła się w płomień.
Tata in memoria mea sempiterna
Non moritur qui memoria vivorum remanet

Te amo, Tata
* – powiedziała całkiem głośno. Była to dla niej pewna forma modlitwy za jego dusze.
O ile coś jest po życiu.
Ale może teraz jest koło mnie i nade mną czuwa?

Uśmiechnęła się na tą myśl.
Ponowiła opuścić cmentarz, nie wprawiło ją to w gorszy nastrój, ale bała się o to, że później, już w ogóle może zgubić drogę. Po cichutku otworzyła bramę i ruszyła w stronę szkoły. Przynajmniej tak się jej wydawało. W ręku ściskała ostatni kwiat.
- Memento mori. – nasunęło jej się na język, kiedy odchodziła.

Do Ciemnego lasu.

*Na zawsze w mojej pamięci tato
Nie umiera ten kto trwa w pamięci żywych

Kocham cię Tato

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pon 22:39, 12 Lis 2012    Temat postu:

Z biblioteki alchemicznej.

-Ile wspomnień. To miejsce zawiera tyle wspomnień... -wyszeptała dziewczyna, ostrożnie dotykając każdego z nagrobków. Delikatnie przejeżdżała opuszkiem palców po marmurowej płycie, chcąc być jak najbliżej ,,tego" miejsca.
Rose nie obawiała się śmierci. Nie bała się jej. Nie po tym, co przeżyła.
Pieguska uklękła obok wielkiego nagrobka, pogrążając się w rozmyślaniach.
***
A Charliego jak nie ma, tak nie ma... Jak ja zdążę z przygotowaniem do tego durnego balu? myślała, nerwowo skubiąc skrawek ciemno-zielonej torby. No i co na siebie włożę. Halloween... Co pasuje do Halloween... Wiem! wykrzyknęła, gwałtownie podnosząc się z ziemi. Jeszcze chwila i nad jej głową zaświeciłaby by się żarówka; zupełnie jak w kreskówce.
-Szamponetka, najlepiej rudy, niebieski lub granatowy. Przepaska, czerwona farba, może być plakatówka... Sukienka. Jak dobrze, że wzięłam czarną... A może jakaś bluza? Oooo... I nóż. wyliczała, chodząc w tę i we wtą.
Nóż. Pierwszy raz będę mogła chodzić z moim nożem bez obawy, że wyślą mnie do psychiatryka. uśmiechnęła się gorzko.
***
A Charliego jak nie ma tak nie ma... Trudno. Przestraszył sę mnie, albo coś... Ale nie będę tu sterczała kolejnej nocy.
Wyciągnęła czystą kartkę, której kawałek wykorzystała już na napisanie listu, a następnie nabazgrała kilka zdań: Przyjdź do mnie, to narysuję Ci piegi. Pokój numer 13. Wieża.
Rose.
Po skończonej pracy dziewczyna przeciągnęła się szeroko. Po za tym... burczało jej w brzuchu. Zostawiła karteczkę na największym grobie.
No nic. Czas wracać do pokoju.

Do Pokoju [13].


Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Śro 7:53, 14 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charlie Merridew
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:25, 14 Lis 2012    Temat postu:

Z pokoju 44


Charlie przemierzył alejki między grobami kilka razy, ale nigdzie nie mógł znaleźć Rose. Walcząc z nieznanym, dziwnym uczuciem ściskającym go gdzieś w środku, ruszył zrezygnowany w stronę szkoły. Nie mógł przypomnieć sobie nawet liczby atomowej kryptonu.
Obejrzał się jeszcze przez ramię i jego uwagę przykuła rozmokła plama na grobie w pierwszym rzędzie. Plama okazała się wiadomością od Rose.
Przyjdź do mnie, to narysuję Ci piegi. Pokój numer 13. Wieża.
Chwycił mocniej pudełko z farbkami i nieco szybciej niż zwykle podreptał przed siebie.

Do pokoju 13


Ostatnio zmieniony przez Charlie Merridew dnia Śro 18:26, 14 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayano Hayasaka
Seems a bit dead


Dołączył: 03 Lis 2012
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sapporo, Japonia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pią 14:19, 16 Lis 2012    Temat postu:

z czytelni roślin i zwierząt magicznych
Ayano trafiła do ogrodu cmentarnego przypadkiem i poczuła przygnębiającą atmosferę. Usiadła gdzieś z boku, nie chciała przeszkadzać duszom obecnym wokół niej. Chwyciła pióro i kartkę, zaczęła skrobać po papierze. To miejsce jest idealne.

"Mamo,
ta szkoła mnie przeraża. Ludzie są tutaj tak różni! Siła drzemiąca w tym miejscu jest ogromna. Czuję się taka drobna i bezsilna."


Ayano wzięła kosmyk wilgotnych jeszcze włosów do buzi. Zawsze tak robiła gdy się denerwowała lub czymś przejmowała. Po chwili wróciła do pisania.

"Tracę kontakt z babcią. Ona jest chyba na mnie obrażona. Pamiętam jak obiecałam jej, że nigdy nie dorosnę i zawsze będę szczęśliwa. To chyba dlatego. Bo ostatnio jakoś mniej mówię. I nie jestem taka zadowolona jak zwykle."

Wypuściła kosmyk z buzi i skarciła się w myślach. Nie powinna dołować wszystkich bliskich sobie ludzi.

"Ludzie są tutaj różni. Nie zdobyłam jeszcze wielu przyjaciół, ale nie mam też wrogów. To chyba dobrze, prawda? Minęło już rozpoczęcie. Dziś czekają mnie jeszcze lekcje. Nie mogę się doczekać! A jak w domu?"

Drobna postać wytarła łzy i napisała ostatnie cztery słowa.

"Kocham i tęsknię,
Ayano"


Całe jej oczy były zaczerwienione, włosy zmierzwione, a twarz wilgotna od łez. Zbierz się w sobie, dziecko. Wstała z ziemi, otrzepała ubrania i ruszyła wysłać list.

do budynku pocztowego
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaladria Zidaya
Uczeń stopnia I


Dołączył: 03 Lis 2012
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Paryż, Francja
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Pią 20:06, 16 Lis 2012    Temat postu:

Z: Budynek pocztowy.

Kal starała się iść po ogrodzie tak delikatnie, jakby bała się, że zaraz obudzi spoczywające tu osoby. Zerwała kilka krwistoczerwonych róż i schowała je za skórzany pas. Uwielbiam cmentarze. Ludzie zostawiają tu tyle łez i smutku. Ta ziemia aż ryczy z żalu i rozpaczy. Kucnęła. Delikatnie przeczesała dłonią trawę rosnącą nieopodal. Ta trawa nie chce tutaj rosnąć. Jest żółta i sucha. Tak jakby ten smutek przenikał do jej wnętrza. Przechyliła głowę. Sięgnęła po nóż i odcięła sobie kosmyk płomiennych włosów, po czym zostawiła go na starej, zniszczonej kostce brukowej. Z trudem podniosła się z ziemi. Miała wrażenie, że ta rozpacz z głębi ją przyciąga. Bezszelestnym krokiem dotarła do grobu, którego się nie spodziewała.
Abigail, 17 lat. Spalona na stosie.
Anioły trafiają do nieba.
Nie wiedząc czemu, wcześniej zerwany bukiecik róż pozostawiła właśnie na nim. Przetarła płytę nagrobną rękawem kurtki i przyglądała się napisowi, analizując każdą literę. Spalona na stosie... Za te wszystkie krzywdy wyrządzone innym też powinnam trafić na stos. Zaśmiała się w duchu. Brudne, zakurzone ręce nabrały szkarłatnej barwy, a z wnętrza dłoni spłynęła strużka ciepłej krwi. Rana? Niestety, nigdzie owego skaleczenia nie znalazła. Zszokowana dziewczyna usiadła na ławce i jak zaklęta przyglądała się nowo poznanemu terenowi. Przygryzła dolną wargę i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Czemu dopiero tutaj poczułam magię tej szkoły? Siedziała tam jeszcze przez bardzo długi czas. Po pewnym czasie zorientowała się, że zaraz rozpoczynają się jej lekcje. Wypadałoby tam się pojawić. Przynajmniej dziś. Kaladria wstała i przeciągnęła się jak stary kocur, po czym udała się na zajęcia zielarstwa.

Do: Zielarstwo i Opieka. Lekcja I - Lekcja organizacyjna.


Ostatnio zmieniony przez Kaladria Zidaya dnia Pią 21:08, 16 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II


Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Holandia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Czw 2:45, 22 Lis 2012    Temat postu:

Z gabinetu Noah.

Gdzieś tu jest cmentarz. Słyszałam, że leży na nim pani dyrektor.
Tabi dotarła do wielkiej, czarnej bramy, która była wejściem do ogrodu cmentarnego.
Kątem oka zauważyła grób, na którym stały białe lilie i masa świec.
Jedyny, o który ktoś dba. To pewnie ten.
Jednak nie grób Abigail był jej celem, poszła dalej w głąb ogrodu.
Na końcu ogrodzenia był duży pomnik, na którym widniał tylko jakiś łaciński napis. Nie było imion, ani dat.
Tabitha opadła na kolana, przy tym niezidentyfikowanym grobie.
Wbiła dłonie w wilgotną ziemię i wtedy przestała się hamować.
Nie płakała, ale łzy leciały jej same. Nie krzyczała, dźwięki same jakby wydzierały się z jej duszy.
Opadła z sił. Siedziała na ziemi, tępo wpatrując się w marmurową rzeźbę zdobiącą pomnik. To był anioł klęczący na ziemi. Skrzydłami otulał jakiś kwiat.
- Kocham Cię Saro. - te słowa były ledwo słyszalnym szeptem.
Dziewczyna siedziała nieruchomo niczym kamienny posąg.
Próbowała sobie wszystko poukładać w głowie.

Chciała już odejść, kiedy przypomniała sobie o słoiczku, który miała w kieszeni. Wzięła go do ręki i delikatnie obracając w dłoni, uśmiechnęła się lekko.
Nie mam dla ciebie kwiatów, ani świec. Mam jednak twój ulubiony zapach.
Postawiła słoiczek na pomniku, odkręcając wieczko.
Odeszła nie odwracając się za siebie.

Na zajęcia czarnej magii - lekcja II.


Ostatnio zmieniony przez Tabitha Bishop dnia Pią 1:46, 23 Lis 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christelle Rain
Początkujący


Dołączył: 02 Lis 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:33, 23 Lis 2012    Temat postu:

Z pokoju 100.


Księżyc lekko rozświetlał mrok, było słychać każdy krok Elle. Czasem wydawało się, że coś czyha na nią. Nie z jednej strony, a ze wszystkich.
Wdychała głęboko powietrze, zimno drażniło jej nozdrza. Przeszła kilka alei i stanęła przy grobie Abigail.
Wpatrywała się w ogień, który prawie wiecznie się palił. Na innych grobach nie było tak dużo zniczy.
Stanęła i skupiła się na ogniu. Naszła ją myśl.
Wszystko zaczęło wypełniać się ogniem. Zamknęła oczy.
Miałą wrażenie, że języki ognia liżą pobliskie otoczenie. Wypalają trawę, krzaki. Pochłaniają wszystko, a ona zostaje nienaruszona.
Trwało to może kilka sekund, a może minut?
Otworzyła oczy, a jej tęczówki zmniejszyły się. Zobaczyła ogień. Koło grobu ogień pochłaniał trawę zataczając okręg. Był zachłanny i trawił szybko.
To ci się śni.
Szybko odwróciła się w stronę bramy wyjściowej. Wybiegła z centrum pożaru. Przy ogrodzeniu jedynie odwróciła się i zobaczyła jak okręg się zamyka i poszerza swą powierzchnię.
Pobiegła do pokoju.

Do pokoju 100.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thomas Moriarty
Often the most clever answer is silence
Often the most clever answer is silence


Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 396
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nie Londyn, bo wszyscy stamtąd.
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pią 17:19, 23 Lis 2012    Temat postu:

Gabinet dyrekcji

Profesor przybył na ogród cmentarny. Spalone kępy trawy, pobrązowiałe pomniki i osmalone drzewa, ogród pogrążony był w chaosie i czarnym osadzie.
Co się dzieje w tej szkole...
Trochę dalej ogień rozprzestrzeniał się w stronę szkoły. Profesor prędko podbiegł do płonących traw i wyciągnął ręce w kierunku płomieni.
- Redigo flamma.
Płomienie zaczęły znikać, jakby wyniszczały same siebie.
Co za pobojowisko... Jak jakiś uczeń coś przeskrobię muszę go tu wysłać. Najlepiej ten który to spowodował... jeśli to uczeń...
Po interwencji profesor pędem wrócił do gabinetu, sprawa uczennicy nie mogła cierpieć zwłoki.

Gabinet dyrekcji
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Ogrody Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin