Forum Windhill High School Strona Główna

Gabinet pielęgniarki
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Pozostałe
Autor Wiadomość
Mikey Williams
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Śro 19:27, 19 Gru 2012    Temat postu:

- Nie przepraszaj.
Trudno było mu mówić, miał gulę w gardle. Jego wieloletni przyjaciel był w śpiączce. Ukochany Lizzie, na którą tyle się zwaliło. Jej chłopak jest w śpiączce, a ja jej nie pamiętam... Biedna dziewczyna. Może, gdy poznamy się od nowa... Pogłaskał Anne po policzku.
- Wybacz, ale chyba się zdrzemnę. Jestem jeszcze zmęczony.
Uśmiechnął się z trudem, by podnieść ją na duchu. Zamknął powieki i zaraz zapadł w sen.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przedmieścia Londynu

PostWysłany: Śro 19:35, 19 Gru 2012    Temat postu:

Pogłaskał ją po policzku, po czym wygidnie ułożył na poduszkach, zapadając w sen. Nie wytrzymam tutaj. Nie mogę. Muszę... Pobyć sama? Nie, boję się samotności. Porozmawiać? Tylko z kim? Nie mam tu innych przyjaciół. Może lepiej po prostu pójdę na lekcję, przestanę myśleć... Złożyła szybki pocałunek na ustach chłopaka, po czym załoźyła na siebie bluzę, czując chłód. Może z nerwów, może rzeczywiście spadła temperatura. Podniosła z podłogi torbę i wyszła z gabinetu, oddychając głęboko.
Do sali pojedynków, lekcja I
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Śro 21:49, 19 Gru 2012    Temat postu:

Wycieńczona pieguska nie miała szans dosłyszeć szeptu Tabithii klęczącej przy niej z miną pełną bólu i cierpienia.
Silne, obezwładniające objęcia Morfeusza wiodły prym w bezbronnej głowie Rose Willton.
-Ciii... wiem, że będzie dobrze.
-Nie. Nie masz racji. Ja też. Nie będzie dobrze. Już nigdy.
-Teraz musisz dużo odpoczywać.
-Wolę umrzeć.
Drobne łzy przyjaciółki rozmazywały się, tworząc jaskrawe plamy, te zaś tańczyły przed głęboko osadzonymi oczami pieguski.
-Przyjdę jutro.
-Nie przychodź. Nie chcę, żebyś widziała mnie w takim stanie.
Nie musisz...
Nie powinnaś...

W ostatnim przebłysku świadomości usłyszała ciche trzaśnięcie drzwi, zwiastujące wyczekiwaną ciszę.
-Czy tylko to mi pozostało?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul Devoux
Początkujący


Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Calvi, Francja
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Śro 22:33, 19 Gru 2012    Temat postu:

Z: Jadalnia

Nie wiedział, czy ma tam wejść. Z jednej strony dalej miał żal do pieguski, lecz... z drugiej dalej coś go do niej ciągnęło. Do pewnego stopnia czuł się jak zagubiony przedmiot; Rose była jego grawitacją i przyciąganiem.
Wyciągnął z kieszeni widelce i szybkim ruchem dłoni zamienił je na bukiet śnieżnobiałych róż. Do bukietu była doczepiona malutka karteczka z dopiskiem:
Zdrowiej moja grawitacjo; bez Ciebie się tutaj zagubię.
Niebieskooki.~

Uśmiechnął się pod nosem i lekko zgarbiony otworzył skrzypiące drzwi. Widząc, że nie ma na żadnym z łóżek Willton, wszedł za parawan przy ścianie. Za nim leżała drobna szatynka. Cała wygięta; może i nie z bólu, lecz rozpaczy psychicznej.
Paul przełknął głośno ślinę, po czym podszedł bliżej ciała. Karmelowe piegi Rose kontrastowały z bladą skórą, tworząc wrażenie... umarłej?
Położył kwiaty na stoliku obok i usiadł na brzegu łóżka. Dziewczyna miała zamknięte oczy i najprawdopodobniej z przemęczenia zapadła w sen.
- Coś Ty zrobiła, dziewczyno? Co tu się stało? - wyszeptał drżącym głosem.
Obudź się. Proszę, otwórz powieki.
Jakby na jego prośbę, czarodziejka ukazała swe przemęczone oczy. Szerokie źrenice skupiły się na kwiatach, a później na twarzy młodego Devoux.
Chłopak niemrawo się uśmiechnął. Bo co miał zrobić w takim momencie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Śro 22:56, 19 Gru 2012    Temat postu:

-Coś Ty zrobiła, dziewczyno? Co tu się stało?
Głos dochodzący z odległego krańca planety przebudził pieguskę z odrętwienia, podczas którego ciało poranionej dziewczyny drgało przy akompaniamencie urywanego oddechu.
Słodki, rzewny, przypominający lata spędzone w głuszy- poezja dla uszu.
-Myślałam, że już zawsze będę tak leżała. Gniła pomiędzy snem a jawą.
Zebrała całą swoją siłę by otworzyć drżące powieki, jednak to co zobaczyła, sprawiło, że chciała je zamknąć powtórnie- już na wieki.
-Czemu...? Dlaczego?
-Nie podchodź do mnie. -wyszeptała cienkim głosem, przepełnionym niewyobrażalnym bólem. -nie dotykaj mnie.
Jej usta wypowiadały słowa w pełni świadomie, jednak jej dusza wprost wyła.
-Proszę. Dotknij mnie. Utwierdź mnie w przekonaniu, że się nie mylę. Że mam jeszcze po co żyć.
Wiedziała, że jeśli wypowie je na głos, anioł będzie mógł pożegnać się ze swoim życiem. Najczystsza w swym brzmieniu melodia zakończy się szybko i nieoczekiwanie. Na gwałtownym dźwięku- a coladzie, flażolecie. Na tępym nożu przy szyi.
-Nie wiem do czego jestem zdolna. Jestem potworem.
-Który łaknie miłości. Pragnie błękitnego lodu, który zgasiłby rozgrzane serce.
-Mogę Cię zamordować. -przełknęła ślinę, unikając kontaktu wzrokowego ze zdumionym Paulem.
-Mogę Cię zabić.
Popełniła błąd. Otworzyła oczy.
A wystarczyło jedno, krótkie spojrzenie...
Głębokie, nadal lekko przekrwione oczy Rose zatraciły się w błękitnookim ciele, nie pragnąc niczego innego jak pozostać w nim na dłużej. Już na wieki.


Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Śro 22:57, 19 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul Devoux
Początkujący


Dołączył: 26 Lis 2012
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Calvi, Francja
Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Śro 23:22, 19 Gru 2012    Temat postu:

Analizował każde słowo dziewczyny; słuchał z uwagą jej rozkazów. Wydawała mu się jak czekolada dla małego dziecka - niby nie może jej dotknąć, chociaż bardzo chce. Złapał ją za rozgrzaną dłoń i uścisnął ciepło.
- Zabij mnie. Zatłucz, zamorduj, poćwiartuj, obedrzyj ze skóry, podpal zapalniczką. Zrób co chcesz, nie masz ograniczeń. Zatop tępe ostrze w krtani - nie obrażę się. Przyszedłem tutaj, ponieważ.... Właśnie, ponieważ. Ponieważ..? Nie wiem, nie mam pojęcia. Coś kazało mi się tutaj zjawić, pokazać. Przyniosłem róże.
Spojrzał na twarz Rose; była kompletnie bez żadnego wyrazu, chociaż dobrze wiedział, że Willton pragnie każdego jego słowa. Puścił palce szatynki i wstał z łóżka. Pocałował dziewczynę w czoło; kątem oka ujrzał, że róże nabrały krwisto czerwonego koloru.
No kto by pomyślał... Magia.
Uśmiechnął się pod nosem i włożył dłonie do kieszeni. Skinął głową w kierunku chorej i wyszedł z pomieszczenia.

Do: Pokój 78
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rose Willton
Seems a bit dead


Dołączył: 23 Paź 2012
Posty: 366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wirrawie
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Śro 23:44, 19 Gru 2012    Temat postu:

Rose odetchnęła głęboko, gwałtownie łapiąc powietrze w mało pojemne płuca.
Wychyliła głowę z wody, po czym, nie oglądając się już za siebie, wyszła na kamienisty brzeg. Usłany krwistoczerwonymi różami.
-Zabij mnie. Zatłucz, zamorduj, poćwiartuj, obedrzyj ze skóry, podpal zapalniczką. Zrób co chcesz, nie masz ograniczeń. Zatop tępe ostrze w krtani - nie obrażę się. Przyszedłem tutaj, ponieważ.... Właśnie, ponieważ. Ponieważ..? Nie wiem, nie mam pojęcia. Coś kazało mi się tutaj zjawić, pokazać. Przyniosłem róże.
-Na brzegu spotkałam chłopca.- szeptała, przemieniając swój pusty monolog w pojedyncze, samotne dźwięki.
-Jego oczy- skarbnica wszelakich uczuć, były piękniejsze niż ocean. Głębokie. Zimne. Bezlitosne. Pragnęłam go. -chłonęła wzrokiem zarys Paula Devoux'a. -pragnęłam.
-Jednak co się okazało?
-cichy tryl zmienił się w donośne basy, zapełniając wnętrze oświetlonego gabinetu.
-Okazało się, że jego serce jest tak samo gorące jak moje. Jesteśmy przeklęci... Czy ty o tym wiesz?
-O tym wiesz? -nieme urządzenia jakimś magicznym sposobem powtarzały strzępki melodii; te zaś tworzyły echo panoszące się w głowie pieguski.
-Nie możemy żyć. Nie potrafimy istnieć. Jedno z nas musi umrzeć. -uśmiechnęła się delikatnie, w tym samym momencie wpatrując się w tysiące żyłek poprzyczepianych do drobnego ciała.
-Jedno z nas.
Po raz setny tego dnia pieguska zapadła w niespokojny sen. Jej umysł powtarzał ciągle to samo zdanie. Wbijało się ono do nieosłoniętej części ciała, przypominało o każdej minionej sekundzie, wywoływało euforię.
-Jedno z nas.
***
Delikatne promienie nie pozwalały na dłuższe zatrzymanie się w ciszy i spokoju.
-Kolejny dzień. Tak samo ponury. Przerażający. Monotonny.
Rozbudzona Rose wpatrzyła się w płachtę śnieżnobiałego materiału.
-Zmienili prześcieradło. Już nie jest brunatne. -szepnęła, szczerze zdziwiona własną spostrzegawczością.
-A jednak się o mnie martwią. Jak słodko. Ofiary opiekujące się mordercą.
Przystawiła zabandażowane ucho do materiału, z całych sił starając się usłyszeć krzątaninę Luizy. Jednak po dłuższym wsłuchiwaniu się w nieodłączny już ,,pik'' zrozumiała, że w gabinecie nie było nikogo...
-To chyba cud.
Zebrała całe swoje siły, zgromadzone w ciągu ponad dwudniowego letargu, a po chwili siedziała już na szpitalnym łożu, chwiejąc się nieznacznie.
-Dobrze mi idzie.
Rzekła trochę głośniej. Pragnęła usłyszeć inny głos niż jej samej, jednak jak na razie to musiało wystarczyć.
Już niedługo.
Dopiero teraz była w stanie dokładnie obejrzeć swoje zmasakrowane ciało. A gdy tak chłonęła je widokiem, coraz bardziej zdawała sobie sprawę jak dalekie było od ideału.
Lewa noga, wykrzywiona pod nienaturalnym kątem w całości była zakryta przez lekko czerwonawy gips- ciążyła przy każdym, najmniejszym ruchu. Biodra i brzuch usłane były tysiącami kropeczek w odcieniach żółci, fioletu oraz zieleni. Żyły prześwitywały przez prawie przeźroczystą skórę, tworząc wrażenie chorobliwie... umarłej? Inaczej tego się nie dało określić. Jednak najgorszy widok przedstawiał ciało od pasa w górę.
Zabandażowana prawa ręka, ramię, większość palców powodowały odruchy wymiotne, zaś na poranionej twarzy widniał napis, wyryty zakrzepniętą krwią:
The end.
Pieguska z trudem sięgnęła po kule, umyślnie pozostawione na samym końcu pomieszczenia, skąpanego w porannym słońcu.
-Idioci.
Potykając się o własne nogi wypełzła z gabinetu pielęgniarki Luizy McLerry, z każdą narastającą chwilą uświadamiając jak wielki popełniła błąd.

Do Pokoju [6].


Ostatnio zmieniony przez Rose Willton dnia Czw 21:58, 20 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przedmieścia Londynu

PostWysłany: Czw 22:41, 20 Gru 2012    Temat postu:

Z pokoju 100
Weszła do pomieszczenia, czując ogromne zmęczenie. Czuwała przez całą noc. Wykończysz się. Może i lepiej. Mikey już nie spał. Leżał z otwartymi oczami, wpatrzony w sufit. Przysiadła obok bez słowa, wpatrując się w koc, który zaczęła bezwiednie wygładzać drżącymi dłońmi. Zacisnęła palce na ręce chłopaka lecz szybko ją puściła. Nie miała prawa. Nie po tym, co robiła.
- Możesz mnie znienawidzić. Możesz mnie uderzyć. Nakrzyczeć na mnie, wykląć. Nie chciałam ci tego mówić, dalej nie mam pojęcia jak się przyznać, bo każdy sposób wydaje się zły. Nie, to co zrobiłam jest złe. Byłam zrozpaczona, roztrzęsiona, bałam się... Nie wiedziałam, co robić. Płakałam, wyłam, krzyczałam. A potem przyszedł Paul. Całowaliśmy się. Nie mam pojęcia, co powiedzieć, Liz dosyć wyraźnie określiła, co o mnie myśli. Nie dziwię się. I nie będę ci miała za złe, jeśli nie zdołasz mi wybaczyć. Ale jeszcze jedno. Wiem, że to zabrzmi jak największe kłamstwo pod słońcem, ale naprawdę cię kocham. Nie znam osoby, która byłaby dla mnie ważniejsza. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Może nie jestem warta twojej miłości. Wszystko niszczę. - Przezwyciężając strach, ciągle patrzyła mu w oczy. Zraniła go. Widziała to. Szok. Niedowierzanie. Ból. To mogła dostrzec w tęczówkach okularnika. Przełknęła łzy. Masz za swoje, głupia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikey Williams
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pią 15:20, 21 Gru 2012    Temat postu:

Obudziwszy się, zastał w pomieszczeniu jedynie Franka. Chłopak nie ruszył się nawet o centymetr. Mikes posmutniał. Frank był jego przyjacielem chyba od zawsze. Okularnik wbił wzrok w sufit. Po jakimś czasie do pokoju weszła Anne. Chłopak uśmiechnął się na jej widok, ale zobaczywszy jej minę spochmurniał. Usiadła i zaczęła mówić. Z każdym jej słowem oczy chłopaka były coraz szerzej otwarte. Toczyła się w nim batalia sprzecznych uczuć. Rozczarowanie. Miłość. Złość. Wrażliwość. Ból. Smutek. Szok. Tęsknota. Uczucia nie pozwalały mu myśleć. Miał mętlik w głowie. Obiecała. Obiecała, że nie będziecie już przez to przechodzić. I złamała słowo. Znów przez nią cierpisz. Znów cierpisz z miłości.
- Nie... nie mogę...
Gwałtownie wypuścił powietrze z płuc. Nieświadomie wstrzymywał oddech.
Strach? Boisz się? Boisz się, Mikey?
- Potrzebuję czasu...
Boisz się, Mikey? Czego się boisz?
- Proszę, wyjdź.
Dlaczego się boisz, Mikey? Czego się boisz?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anne Moonstar
Uczeń stopnia II


Dołączył: 22 Paź 2012
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Przedmieścia Londynu

PostWysłany: Pią 15:40, 21 Gru 2012    Temat postu:

-Proszę, wyjdź.
Te dwa, krótkie słowa raniły ją jak niewidzialne sztylety. Czy to już koniec? Do tego doprowadziłam?
- Lepiej było by, gdybyś zapomniał o mnie, nie o Liz. Łatwiej - szepnęła. Tępy ból rozchodził się po drobnym ciele dziewczyny. Głowa. Serce. Dusza. Szatynka traciła oddech, będąc całkowicie zdrową na ciele. Wstała, posyłając okularnikowi ostatnie, pełne trudnego do ukrycia bólu spojrzenie. Postąpiła kilka kroków naprzód, pragnąc tylko poczuć ciepło i zapach ukochanego. Odwrócić się, podbiec do niego i wpaść mu w ramiona jak zawsze, gdy było jej źle. Nie tym razem. Teraz to wyłącznie jej wina. Długo powstrzymywane łzy popłynęły dopiero przy drzwiach. Każda komórka jej ciała krzyczała. Jej umysł wrzeszczał wniebogłosy. Jestem okropna. Dlaczego to zrobiłam?! Trzęsącą się ręką nacisnęła klamkę i pobiegła w przypadkowym kierunku. A więc straciłam już wszystkich. Tak szybko zyskałam przyjaźń, miłość... I co? Nie ma tego? Nadal nie mogę bez nich funkcjonować. A oni? Co oni o mnie myślą? Tak naprawdę, w głębi serca?
- Wszystko się chrzani - powiedziała do siebie, opierając się o ścianę obok gabinetu. Tak bardzo go zraniłam... Obiecałam... Tak, obiecałaś i złamałaś dane słowo. Nawet wierzyć ci nie można. Jak mógł ci zaufać? Dziwne, że nogi przyprowadziły ją z powrotem. Zacisnęła pięści i ruszyła w innym kierunku.
Do sali od alchemii, lekcja IV


Ostatnio zmieniony przez Anne Moonstar dnia Pią 17:50, 21 Gru 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikey Williams
Uczeń stopnia I


Dołączył: 24 Paź 2012
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Pią 20:33, 21 Gru 2012    Temat postu:

Za szatynką zamknęły się drzwi. Ciałem okularnika zawładnęło otępienie. Myśli pędziły za to jak szalone. Często sprzeczne, skomplikowane, bolesne. Znów jego życie trzęsło się w posadach. Znów było zagrożenie, że będzie musiał budować wszystko od nowa. Całe swoje stare i nowe życie. Odbudować więzi z siostrą (już powoli przyzwyczajał się do myśli, że ma siostrę). Uspokoić skołatane nerwy i opanować rozszalałe uczucia. Przywrócić do życia nadzieję, nadzieję na szczęście, która z każdą sekundą uciekała coraz dalej. Tworzyć wszystko od nowa. Jego zaufanie do Anne runęło niemal w całości. Wierzył jej, kochał całym sobą. Nadal ją kochasz, nie oszukuj się. Chciał teraz po prostu się do niej przytulić. A raczej chciałby, gdyby nie ostatnie "rewelacje".
To wszystko po prostu za bardzo bolało.
Boisz się, Mikey?
Równocześnie ją kochał i nienawidził. Za ból. Za cierpienie. Za złamaną obietnicę. Za miłość.
Boisz się, Mikey?
Równocześnie chciał do niej przylgnąć i nie chciał jej znać. Za mętlik w jego głowie. Za cierpienie, swoje i jej.
Boisz się, Mikey?
Pod wpływem emocji do jego umysłu zaczęły dostawać się wspomnienia. Związane z Anne. Ale nie tylko. Lizzie!
Do jego pamięci wróciła lekcja transmutacji.
- Czego się pani boi, panno Williams?
- Kompletnej ciemności...

I wiedza, czemu dziewczyna bała się ciemności. W ciemności była bezbronna.
W ciemności była samotna.
Boisz się, Mikey?
Mikes bał się cierpienia. I fizycznego, i psychicznego. Nieważne, czy on cierpiał, czy ktoś inny. Nieważne, czy to czuł, czy obserwował. Czy widział to na własne oczy, czy tylko o tym wiedział.
Boisz się, Mikey?
Cierpiał. Nikt nie mógł mu pomóc. Ani Frank, ani Lizzie, ani Anne. Nikt. Był teraz sam. Cierpiał i bał się tego.
Boisz się, Mikey?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II


Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Holandia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Sob 2:34, 22 Gru 2012    Temat postu:

Z pokoju 6.

Tabi otwarła drzwi do gabinetu, przepuszczając Noah z Rose na rękach.
Zauważyła Luzię, która krzątała się koło półek z lekami.
Opatulona swetrem, podeszła do niej.
- Dzień dobry.- powiedziała spokojnie.
- Mamy pani zgubę. - uśmiechnęła się lekko.
Odsunęła parawan, za którym wcześniej leżała pieguska i odsunęła pościel na łóżku robiąc miejsce dla przyjaciółki.


Ostatnio zmieniony przez Tabitha Bishop dnia Sob 2:37, 22 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noah Black
Somewhere between dirty and clean
Somewhere between dirty and clean


Dołączył: 01 Paź 2012
Posty: 430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Czarodziej

PostWysłany: Sob 2:38, 22 Gru 2012    Temat postu:

Z: pokój 6

Wszedł do gabinetu, odnotowując w myślach, że ostatnio zbyt często zdarza mu się tu bywać. Kiwnął głową w stronę Luizy, co w jego mniemaniu miało oznaczać przywitanie. Następnie, wciąż z Rose na rękach, wszedł za parawan i ułożył drobne ciało dziewczyny na przygotowanym przez Tabithę łóżku. Zaczekał, aż opatuli przyjaciółkę kołdrą, po czym otoczył ją pocieszająco ramieniem.
- Wszystko będzie z nią w porządku - powiedział, nie do końca pewien, kogo stara się przekonać. I kogo właściwie miał na myśli.


Ostatnio zmieniony przez Noah Black dnia Sob 2:39, 22 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Luiza McLerry
Postać poboczna


Dołączył: 24 Lis 2012
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lagos
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Sob 2:58, 22 Gru 2012    Temat postu:

Pulchna kobieta nareszcie mogła odetchnąć z ulgą. Wszyscy pożegnali się z gabinetem, tworząc w nim znów ład i harmonię. Powoli do pomieszczenia wracał sterylny zapach leków, czy gaz i bandaży. Znów wracała norma.
Luiza wychyliła się zza jednego z łóżek, gdy usłyszała powolne kroki zmierzające ku jej postaci. Tabitha i Noah przyprowadzili, a raczej przynieśli, nieprzytomną Rose. Jej rude włosy spokojnie opadały na ramiona mężczyzny, a ciało bezwiednie wisiało na rękach postaci. Ułożyli biedną Willton na łożu, wpatrując się pytająco w pielęgniarkę.
- Te dziewczę kiedyś się wykończy... - pokręciła głową ze smutkiem w oczach - Zdecydowanie za dużo na taką kruszynę.
Przyłożyła palce do jej nadgarstka, wyczuwając słaby puls. Wbiła w zgięcie ręki Rose igłę, podłączając ją pod kroplówkę. Następnie zwróciła się do towarzystwa obok.
- Nie wiem, co jej jest. Moje umiejętności nie sięgają psychiki, czy podświadomości tego dziecka. A jeśli będzie tak dalej, to i ciało padnie. - ostatnie słowa wypowiadała niemalże szeptem, obawiając się reakcji pary. Opuściła wzrok, czekając na werdykt dwójki naprzeciw.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tabitha Bishop
Uczeń stopnia II


Dołączył: 04 Lis 2012
Posty: 634
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Holandia
Płeć: Czarownica

PostWysłany: Sob 3:08, 22 Gru 2012    Temat postu:

Okryła Rose szczelnie pościelą i ucałowała ją w czoło.
Noah objął ją ramieniem. Luiza zadbała o nową dawkę witamin dla pieguski.
Tabi położyła dłoń na ręce, którą mężczyzna trzymał na jej ramieniu i przez chwilę wpatrywała się w śpiącą dziewczynę.
- Nic jej nie będzie. Nie pozwolimy, by ktoś w tej szkole jeszcze ucierpiał. - powiedziała z troską w głosie.
Drgnęła, kiedy przypomniała sobie o obecności pielęgniarki. Szybko cofnęła swoją rękę.
Kiedy pani McLerry wróciła do szafek z lekami, ta podeszła do niej bliżej, zostawiając Noah za parawanem.
- Przepraszam, ja też mam małą sprawę. - wyciągnęła mały słoiczek, w którym zostały dwie różowe tabletki.
- Cukieraski mi się kończą, a tak prawdę mówiąc, nie czuję się po nich lepiej. - mówiła bardzo cicho, nie chcąc martwić ukochanego. Jednak cisza, jaka panowała w sali, przerywana jedynie pikaniem różnych urządzeń, skutecznie uniemożliwiała jej utrzymanie tych słów w sekrecie.
- Nie czuję się najlepiej. To pewnie z przemęczenia, ale... może spróbujemy z jakimiś innymi witaminami? - stała bardzo blisko kobiety, zniżając głos do szeptu.


Ostatnio zmieniony przez Tabitha Bishop dnia Sob 3:13, 22 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Windhill High School Strona Główna -> Pozostałe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13  Następny
Strona 9 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin